Czy jest na sali tlumaczka?
Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu to instytucja kultury, zajmująca się promocją nowych, wartościowych zjawisk artystycznych dla młodych odbiorczyń i odbiorców, wspieraniem rozwoju nowych metod edukacji kulturalnej oraz kreowaniem wydarzeń artystycznych i edukacyjnych. Jednym z cyklicznych wydarzeń CSD jest Forum programowane każdorazowo wokół określonego obszaru tematycznego i adresowane do osób, zajmujących się sztuką dla młodej widowni. W tym roku odbyło się ono w październiku pod hasłem Forum o wielojęzyczności w sztukach performatywnych dla młodej widowni. Wielojęzyczność organizatorki potraktowały bardzo szeroko, włączając w obszar dyskusji również temat różnorodności, przekładu pomiędzy środkami teatralnymi, sposobów komunikowania się z odbiorczyniami i odbiorcami, ale również tradycyjnie rozumianej wielojęzyczności i obecności na scenie języków fonicznych oraz migowych. W programie znalazły się dyskusje na temat przekładu językowego, panel na temat polskiego języka migowego na scenie, wykłady performatywne o połączniu ruchu z językiem migowym (Patrycja Jarosińska) i o programie „Pokaż język” prezentującym sztukę inkluzywną tworzoną przez różnorodne osoby artystyczne (Centrum Sztuki Włączającej), a także dyskusja pt. Tłumaczenia performatywne a performatywność tłumaczeń, w której miałam przyjemność wziąć udział jako panelistka obok Anieli Kokoszy, Pauliny Giwer-Kowalewskiej i Wojtka Ziemilskiego...
Stop, chyba musimy się zatrzymać, czuję, że niektóre osoby zaczęły się właśnie zastanawiać, co to ma niby być to tłumaczenie performatywne? O czym ona właściwie pisze? Może zaczęliście już googlować? Ciekawe w jakim języku? Ja też spróbowałam: po niemiecku wyników brak, po angielsku jedno trafienie i praca naukowa Viviany Kawas, gdzie performative translation pojawia się w cudzysłowie i służy jako narzędzie analizy książek Valerii Luiselli. Po włosku z kolei inna praca naukowa opisuje doświadczenie pracy nad przekładem tekstu teatralnego jako traduzione performativa.
Tu kończą się niestety moje językowe możliwości, dlatego wrócę do języka ojczystego: w polskim określenie to stało się w ciągu ostatnich dwóch lat niejako ugruntowanym i dość popularnym pojęciem. Ale narodziło się jako żart. Kiedy rozpoczynałam współpracę z Centrum Sztuki Dziecka i planowałyśmy pierwsze pokazy niemieckojęzycznych spektakli dla młodej widowni, natychmiast pojawiło się pytanie o formę tłumaczenia w spektaklach używających tekstu. Panuje nawet taka obiegowa opinia, że spektakli dla widowni w pewnym wieku nie da się pokazywać przed publicznością obcojęzyczną, ponieważ napisy, zwykle stosowane w takich sytuacjach, u dzieci w pewnym wieku nie zdadzą egzaminu. W odpowiedzi rzuciłam, że mogę przecież zrobić tłumaczenie performatywne. Wszyscy pokiwali mądrze głowami, zapisali coś w notesach, a mnie pozostało uprażyć popcorn, rozsiąść się wygodnie i podziwiać, jak to palnięte dla żartu nie-pojęcie, pod którym w mojej głowie kryło się jedynie „wyjście na scenę i przetłumaczenie”, zaczęło żyć własnym życiem, dzięki niezwykłym promocyjnym zdolnościom poznańskiego zespołu CSD szybko się usamodzielniło, wyfrunęło przez okno i jedynie od czasu do czasu wysyła kartkę z pozdrowieniami, kiedy w wywiadach ludzie pytają mnie: jesteś tłumaczką performatywną czy możesz coś więcej o tym powiedzieć? Jestem? Nigdy tak o sobie nie myślałam. Ale im więcej kartek pocztowych wisi na lodówce tym bardziej zastanawiam się, czy od zawsze nią nie byłam. Bo tłumaczenie jest działaniem performatywnym per se. Akt tłumaczenia ma moc sprawczą, za sprawą tłumaczenia zmienia się rzeczywistość. Wyobraźmy sobie świat pozbawiony wszystkich obecnych na nim tłumaczeń i ludzi znających tylko teksty, które powstały w ich własnych językach. Brrr, nie, lepiej wróćmy na scenę…
Nazwa narodziła się z żartu, ale zjawisko z potrzeby. W 2011 roku byłam ze szczecińskim Teatrem Współczesnym na gościnnych występach w Niemczech ze spektaklem „ID” w reżyserii Marcina Libera. Zostałam zaproszona do obsługi napisów, które przez większość czasu zapewniały komunikatywność przekazu, natomiast do rozwiązania mieliśmy jedną scenę improwizowaną. Wybraliśmy dość prosty, ale wymowny sposób: kiedy improwizacja się zaczynała, aktorka przerywała i pytała widownię: przepraszam bardzo, czy jest na sali tłumacz? W odpowiedzi wychodziłam zza technicznego pulpitu na scenę i tłumaczyłam improwizację symultanicznie. Ale zupełnie inna scena stała się dla mnie momentem formacyjnym dla przyszłości mojego zawodu tłumaczki performatywnej. W jednej ze scen aktorka podśpiewywała fragment piosenki Marlene Dietrich Falling in love again. Słów piosenki zabrakło w scenariuszu, więc ich tłumaczenie nie znalazło się w napisach. Mimo usilnych próśb reżysera przez kilka dni nie uzupełniłam tego tekstu i na każdej próbie nad sceną wisiał czarny slajd, a we mnie po nocach kiełkowała myśl o wyjściu ze strefy komfortu i zaśpiewaniu tego tłumaczenia. Przy kolejnym przebiegu zebrałam się w sobie i drżącym głosem zaśpiewałam te kilka wersów. Wszyscy zamarli. Zaskoczyłam ich, ale chyba o wiele bardziej zaskoczyłam samą siebie. Nie umiem śpiewać, ale lubię to robić, jednocześnie bardzo się wstydzę śpiewać publicznie. Natomiast jasno określona funkcja tłumaczki dała mi bezpieczny pancerz. Filtr. Kostium. To jedna z niewielu sytuacji, w której rola tłumaczki pozwala mi na więcej.
Od tamtego czasu wklejałam się w najróżniejsze spektakle, tłumacząc konsekutywnie, symultanicznie, zza sceny, na scenie, w światłach, bez świateł, w kostiumie, po cywilnemu, z widowni, zza widowni, do mikrofonu, bez mikrofonu, równolegle puszczając napisy albo też komentując to, co dzieje się na scenie, zdarzyło mi się nawet rapować. Obecność takiego dodatkowego bytu na nowo rozszczelnia spektakl, wpuszcza nową energię, zmienia całą konstelację, mamy dodatkowe ciało na scenie, a ono nabiera znaczeń, często zaskakujących, pojawiających się w trakcie prób albo w interpretacjach publiczności. Tłumacząc, bywałam już metaforą kobiety, everywoman, matki, Germanii, Polski, historii, dowódczyni, asystentki, managerki, szefowej, bileterki... Największy komplement, jaki mogę usłyszeć po takim występie: nie wyobrażam sobie tego spektaklu bez twojego tłumaczenia. Bo to oznacza, że te dwie warstwy się ze sobą zrosły, że to jest już nowy spektakl, że dokonał się zwrot.
Podczas Forum pokazywałyśmy również niemiecki spektakl Tragic Magic Today duetu Pinsker+Bernhardt z moim tłumaczeniem performatywnym. Po wydarzeniu w kuluarach Katarzyna Lemańska, moderatorka naszej dyskusji zapytała mnie: Czy twórczynie długo musiały Cię namawiać, żebyś zaśpiewała? Nie, nie namawiały mnie wcale, było wręcz odwrotnie, to był mój warunek. Tym razem chcę mieć solówkę, chcę mieć taki moment, że wychodzę na scenę i śpiewam, nie z kąta, nie z offu, chcę jako tłumaczka stanąć na środku sceny, jako tłumaczka stanąć w świetle reflektorów i być widzialna, za wszystkie te chwile, kiedy tłumaczki są pomijane, niewymieniane, przemilczane, źle opłacane i ignorowane. Chcę wykonać taki emancypacyjny gest. I kiedy wyszłam na środek sceny i postawiłam statyw z mikrofonem na znaczniku i spojrzałam na widownię, zanim zdążyłam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, rozległy się brawa. I poczułam, że były to brawa dla wszystkich tych, których widzi się za mało. A potem zaczęłam śpiewać i było już tylko piękniej.